» Blog » Ghost in the Shell czyli każdy hamburger będzie Big Makiem.
06-04-2017 14:41

Ghost in the Shell czyli każdy hamburger będzie Big Makiem.

Odsłony: 278

Ghost in the Shell czyli każdy hamburger będzie Big Makiem.

SPOJLERY!

W filmie Alien jest świetna scena. Ripley, zgodnie z procedurą, nie zgadza się na wejście potencjalnie zakażonego na pokład statku. Kapitan za wszelką cenę chcę uratować swojego oficera i kolegę. Używa autorytetu i nakazuje działanie wbrew przepisom BHP. W końcu android, mający swoje cele, przełamuje impas i otwiera śluzę. Oczywiście żeby akcja toczyła się dalej śluza musiała być otwarta. Ale napięcie było zbudowana z poszanowaniem wewnętrznej logiki tego świata. Każda z postaci działa według siebie racjonalnie, wymiana zdań miała sens. Co więcej mogła być wskazówką, co do ukrytych motywów androida.

Bardzo podobna scena miała miejsce w Prometeuszu. Śluzę otwierają od razu. Ale kapitan efektownie wypada z miotaczem ognia na rampę „on tu nie wejdzie, reszta na pokład”. Zakażony wręcz rzuca się pod płomienie. Jak w oryginale, tylko z efektami specjalnymi? Niestety nie. Bo chwile wcześniej połowa załogi zachowywała się jak na pikniku i zarażeni mogli być wszyscy. Bo samobójstwo wcale nie dawało gwarancji ochrony reszty. Bo za chwile sytuacja się powtarza i tym razem nawet nie biorą miotacza tylko wychodzą obejrzeć z bliska złożonego w precel zombiaka. Jest to efekciarska wydmuszka kusząca nawiązaniem do poprzedniczki oraz efektami specjalnymi.

 Kończąc ten przydługi wstęp. Wspominam o Prometeuszu, ponieważ po seansie powiedziałem sobie że nie dam się więcej nabrać. Nie pójdę do kina za podszeptem nostalgii. Nie dołożę do kieszeni bestii której imię to soft-rebot. Niestety, marka Ghost in the Shell, Takeshi Kitano i dobry trailer złamały mnie. Poszedłem. Film jest piękny. Jest napakowany małymi winogronkami nawiązań (member geisha robots?) do filmów oraz serialu. Czułem się jak na randce z piękną dziewczyną. Szkoda tylko że nie miała głowy. Jeśli komuś nie przeszkadza to niech zobaczy normalną recenzję, chociażby na polterze. Tutaj będę się pastwił nad zmodyfikowaniem GITS do standardów masowego odbiorcy. Zrobię to dlatego, że wszędzie tam gdzie zboczono ze ścieżki udeptanej przez pierwowzór twórcy wpadali na minę.

Najgroźniejsza z nich nazywa się „kino superbohaterskie”. Tak wiec film toczą te same problemy co Avengersów i Iron Mana. Pierwszym z nich jest przeciwnik. Klasyczna Zła Korporacja uosobiona w karykaturalnym, płaskim Złym Prezesie. Żebyśmy nie mieli wątpliwości – grozi, krzyczy, działa napędzany gniewem, a gdy trzeba to osobiście morduje. Żadnej subtelności, nawet w tym jak film pozbywa się go w efektownej scenie. Wiecie jak jesteście źli to nawet jak jesteście na muszce, musicie jeszcze spróbować zastrzelić dobrego bohatera.

Spłyceniu uległy też wątki filozoficzne i społeczne. Próbkę macie na rysunku. W reszcie filmu jest podobnie, dłuższe kwestie w jakie obfitowało anime sprowadzono do jednolinijkowych sentencji w stylu Paulo Coehlio. Tak więc implanty-wątroba w starym GITS : „mogą przekształcić cały alkohol w naszej krwi w jakieś 10 sekund. Co pozwala nam siedzieć tu i pić przez cały czas w gotowości. Jeśli jakiś technologiczny cud jest możliwy, człowiek go dokona. Tak jakby było to podłączone do samego jądra naszej istoty…” natomiast w nowym GITS „mogę chlać cały czas”.

Film pożycza również z hitów Hollywood schemat Origin story.  No tak, jak kino superbohaterskie to musi być origin story. W tym przypadku film zmarginalizował resztę członków Sekcji 9 aby dogłębnie zająć się dowódcą. W anime też doczekaliśmy się początków kariery Majora. W Arise obserwujemy jak jest jeszcze „just a girl with a little talent for cyber warfare” w jednostce wojskowej 501. To właśnie dzięki służbie wojskowej ma ona później pseudonim „major”. W filmie z 2017 roku mamy „trudną” nastolatkę, która została porwana przez Złą Korporację i zmienioną w cyborga. W ciągu roku została żołnierzem, hackerem (do tego też dojdziemy) oraz dowódcą elitarnej jednostki antyterrorystycznej. Szybciutko, co nie? Prawie tak szybko jak powiedzenie „To nie ma sensu”. Może była zdolna, ponieważ „jest wyjątkową”?

 Właśnie unikatowość Majora jest kolejną zmianą, którą ciężko wytłumaczyć. W świecie gdzie 73% ludzi ma implanty mózgowe, byle bramkarz w klubie ma sztuczne ręce a cwaniak na rogu oferuje wszczepy to właśnie ona jest jedynym cyborgiem. Dlaczego? Ponieważ pasuje to do „zestawu łatwych i opłacalnych motywów”. Z tego zestawu pochodzi też pomysł, że kandydaci na cyborgi musieli być porywani. Nie mogli wziąć ochotników - fanatycznych patriotów, albo śmiertelnie chorych, albo skuszonych dużymi pieniędzmi. Nie, szef korporacji osobiście musiał porywać zbuntowane nastolatki.

Co śmieszniejsze bycie „bronią przyszłości” nie stanowi wielkiej przewagi w walce bo Major stłukło trzech drabów z elektrycznymi pałkami. Miało by to sens w anime gdzie pełnych cyborgów jest więcej. W filmie było głupie (ale ładne). Podobny problem mam z umiejętnościami hakerskimi Motoko. W filmie bowiem wszystko sprowadza się do tłuczenia i strzelania (niczym w Dr. Strange gdzie magiczne pojedynki i tak sprowadzają się do boksu). Może się to wydawać drobnostką ale w anime planowany jest również „deep dive” – Major zastrzega przygotowanie wcześniej odpowiedniego oprogramowania. W filmie sprowadza się to do impulsywnego połączenia (które tłumaczyć można tylko sztucznym nabiciem napięcie) i w efekcie poruszania się niczym we śnie. To też jest „głupie ale ładne”.

Takich drobnych uproszczeń jest więcej. Dla wielu osób, z którymi rozmawiałem o filmie są one złem koniecznym. Słyszę to ciągle „Teraz filmy takie muszą być”, „musieli uprościć, żeby się sprzedało”. Otóż wcale nie muszą. Dzieje się tak dlatego że jest przyzwolenie na obniżanie poziomu. Wiec jeśli nie widziałeś filmu- nie oglądaj. Zamiast tego obejrzyj świetne „Ghost in the Shell Arise”. 

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.