Elizjum
W działach: recenzje | Odsłony: 321Kolejny film twórców "Dystrykt 9" z pewnością był jedną z najbardziej oczekiwanych, przez miłośników fantastyki, pozycji tego lata. Elizjum pomimo szat socjologicznego SF jest kinem akcji. Należy się na to przygotować przed pójściem do kina- usłyszałem bowiem po filmie głosy osób które czuły się „oszukane”.
UWAGA DALEJ SPOILERY
Od strony wizualnej film prezentuje się świetnie. Brudne, zatłoczone slumsy świetnie kontrastują z surowa elegancją powietrznego państwa- tytułowego elizjum. Na osobne pochwały zasługuje różnego rodzaju sprzęt wojskowy: railgun bardzo soczyście przeszywał ściany a inteligentna amunicja do wysłużonych AK-47 klimatem pasowała jako broń slumsów. Cała akcja pomimo tego że przewidywalna sprawiała satysfakcje: oprócz świetnych efektów specjalnych ważną role miała intensywna praca kamera. Oczywiście film nie ustrzega się kilku klasycznych zabiegów fabularnych z kina akcji np. Człowieka z granatem w ręku grożącego wysadzeniem na pokładzie statku latającego należy rozbrajać przed wylądowaniem (tak aby można było efektownie się rozbić). Również jak zegarku (co trzy strzelaniny i pościg) można określić kiedy będziemy mieli mdłą scenę damsko-męską ( gratis rozczulające i obowiązkowo śmiertelnie chore dziecko).
Postacie w filmie z racji presji „strzelanin i pościgów” naszkicowane są w niemal archetypiczny dla Hollywood. Mamy więc bezlitosnego biznesmena gotowego poświęcić życie innych aby zwiększyć własne zyski, pełną miłosierdzia pielęgniarkę, mówiącą po francusku arystokratkę-intrygantkę a nawet Barcka Obame z przyszłości itd. Po kilku sekundach wiemy, że główny bohater „miał ciężkie dzieciństwo ale się stara” i reszta scen w zasadzie nie wnosi nic nowego do tego obrazu. Do ciekawszych kreacji należy rola grana przez Sharlto Copley’a: agenta Krugera. „Ten Zły” dzięki wahaniom nastroju, specyficznemu sposobowi mówienia i świetnemu designowi może liczyć na miejsce w TOP10 schwarzcharakterów.
Chyba najbardziej trudnym w ocenie jest świat i jego wpływ na fabułę. Jest to gigantyczna hiperbola wprost z komunistycznych opowieści o dobrych robotnikach i złych imperialistach. Tak więc mamy wszędobylskie roboty policyjne, kuratorskie czy służące a równocześnie ludzie pracują w fabryce przy linii montażowej a dyrektor patrzy na nich ze swojego gabinetu. Co gorsza główny motyw filmu- próba dostanie się do Elizjum i uleczenie się cierpi na braki logiczne. Co robi „ruch oporu”? Próbuje ukraść taką kapsułę, skopiować na ziemi czy przekonać władze aby je udostępniła? Zdecydowanie nie. Łatwiej jest zdobyć wahadłowiec, wsadzić do niego pełno ludzi, nie dać się zestrzelić a następnie przed złapaniem przez roboty wbiec do domu i uleczyć się (całość stylizowana na próbę przedostania się emigrantów z Meksyku przez granicę USA). Kwintesencją tego jest scena finałowa- dzięki poświęceniu głównego bohatera wszyscy stają się obywatelami Elizjum. Powoduje to wyruszenie na Ziemie wahadłowców szpitalnych dotychczas stojących bezczynnie (żywcem przypomina to kroniki z PRL o złych spekulantach powodujących, że półki są puste). Nagromadzenie takich elementów powoduje to, że mamy dosyć nierealną, pełną mniejszych i większych sprzeczności, rzeczywistość. Można ją polubić, jako zabawę koncepcją i przymknąć oko na zgrzyty albo znienawidzić jako robienie z widza głupka w celu zwiększenia czasu na wybuchy i ckliwe sceny damsko-męskie.
KONIEC SPOJERÓW
„Elizjum” jest klasycznym kinem gatunku akcji z domieszką SF – z jednej strony ma świetny w warstwie wizualnej a z drugiej najeżony stereotypami filmowymi. Osoby oczekujące dzieła przełomowego lub chociaż troszkę ambitniejszego zawiodą się. Jednak ci szukający prostej, cieszącej oko letniej rozrywki mogą spokojnie iść do kina.
Ocena: 7/10
PS Czy jeśli mieszkalibyście na bezpiecznej, pełnej miliarderów stacji zamykalibyście na klucz delikatne szklane drzwi do domu?